Majówka w Wenecji - dlaczego nie zawsze warto słuchać blogerów

Początek czerwca, a ja dopiero zdradzam wam moje majówkowe plany. Lubię zaczynać wpis, że w życiu dużo się dzieje. Na dobrą sprawę mam dwie prace, jedną z której żyję i drugą, gdzie z pasji zajmuje się fotografią. Dodatkowo kończę licencjat. Blog, to ostatnia rzecz o której myślę, momentami zapominam, że istnieje. Jednak dziś, będzie bardzo blogowo, bo zrelacjonuje mój majówkowy wypad do Wenecji. 

Zacznijmy od tego, że był to bardzo spontaniczny wyjazd, zainspirowany tiktokiem o tanim podróżowaniu. Bilety kupione w promocji wyniosły nas w dwie strony troszkę ponad 100zł. Owszem była możliwość taniej, jednak musieliśmy dopasować się do grafiku - oczywiście w pracy. A jeśli już o grafiku, to moja podróż trwała od 1 maja do 4. Były to pełne 3 dni zwiedzania, pozostało się spakować, znaleźć hotel i lecieć! Bagaż oczywiście podręczny, jednak z pakowaniem nigdy nie mam problemu. Wcześniej przygotowaliśmy sobie również plan zwiedzania, najważniejsze obiekty, polecane jedzenia i wszystkie elementy, o jakich trzeba pamiętać podróżując na własną rękę. Wiecie, że był to mój pierwszy lot samolotem? 





DZIEŃ ZEROWY! 

Do Wenecji przylecieliśmy po południu, dlatego nazwałam dzień zero. Głównym celem, było dostanie się do hotelu (Anda Venice Hostel) oraz zrobienie zakupów żywnościowych, woda i etc. Pierwszy nasz niewypał, który wyczytaliśmy z bloga, że z lotniska można dostać się taniej, mianowicie kupić bilet na zwykły autobus i przejść się na kolejny przystanek do miasta. Niestety nasz lot był opóźniony, pan w kiosku chyba nas nie zrozumiał o jaki bilet chodzi, dlatego pojechaliśmy na normalnym bilecie. Hotel znajdował się w części lądowej, wiadomo było taniej i naszym kolejnym szokiem było, ze sklepy zamykają się tak wcześnie. W większości przypadków o 20, tego nie przewidzieliśmy. Poszliśmy jednak do polecanej restauracji (Da Michele Pizza e Ristò) na pierwszą włoską kolacje. 

DZIEŃ PIERWSZY!

Elementem podstawowym było dostanie się na Wenecje morską. Najbardziej opłacalne dla nas było wykupienie biletu na 48godzin. Co ciekawe kupując bilet na 24 godziny można korzystać z pociągów, w wersji 48 już nie, zostaje komunikacja morska i autobusy. Nasze śniadanie to nic innego jak pizza na kawałki, jeden kawałek z 2$ to naprawdę opłacalny interes dla turystów. Dość odważnie w pierwszej kolejności postanowiliśmy popłynąć na Burano, część wyspy oddalonej od Wenecji, jednak słynącej z kolorowych rybackich domków.  By dotrzeć na wyspę czekała nas przesiadka w Murano i jak się okazało  godzinna kolejka. A według blogerów, jest to wyspa, gdzie jest bardzo mało turystów i nie ma problemu z dojazdem - no nie do końca. Jednak udało się i było warto!. Kolory zachwycały! Wypiłam też najlepszy aperol na ziemi, zrobiłam tysiące zdjęć i nacieszyłam oczy. Na wyspie chodziliśmy po prostu bez celu, ciesząc się widokami. Drugą część dnia spędziliśmy na Placu Marka i zobaczeniu najważniejszych budowli na wyspie. Wejście do Bazyliki zostawiliśmy jednak na dzień trzeci. 


DZIEŃ DRUGI! 

W planach było wstać rano, jednak na wyspę dotarliśmy dopiero w okolicach 11. Udało nam się zjeść polecany przez vlogerów makaron, ukryty w malej uliczce, który naprawdę był dobry. Wejść na wieże Scala Contarini del Bovolo i zobaczyć punkt widokowy umieszczony w galerii. To zdecydowanie był dzień widoków z góry. W miejscu drugim warto wcześniej rezerwować wejście, które jest darmowe, ponieważ dostanie się tam o zachodzie słońca graniczy z cudem. Jeśli chodzi o wejście na klatkę schodową, na wszystkich polecanych blogach, zabrakło informacji, że jest płatna. Jednak warto poświęcić te kilka $. Dla studentów taniej!  Trzeci dzień pozwolił nam się też poopalać na brzegu i wejść do ogrodów królewskich. Był to też dzień jedzenia w przypadkowych miejscach, tym sposobem już w części lądowej udało nam się znaleźć restauracje Ristorante Bar Piccolo. Bardzo domowe i smaczne jedzenie, w dobrej cenie. Co ciekawe właściciel znał nawet kilka słów po polsku. 

DZIEŃ TRZECI! 

Tu było bardzo muzealnie, ponieważ odwiedziliśmy wnętrze Bazyliki, jak i znajdujące się na wyspie galerię sztuki. Jest bardzo śmiesznie numerowana, bo niby po kolei ale nie do końca. Ostatniego dnia wybraliśmy się również na rynek części lądowej, ponieważ był to nasz ostatni dzień postanowiliśmy po prostu pozwiedzać okolicę. Jednak szybko wróciliśmy do hotelu, ponieważ intensywność i ilość kroków zrobiona w dniu poprzednim dała się nam we znaki. Ciekawostka, przez trzy dni przeszliśmy przez równe 100 mostów.  Powrót mieliśmy bardzo wcześnie bo o 7 rano. Jeszcze w Polsce wykupiliśmy przejazd w flixbusie, z przystanku sąsiadującego z naszym hotelem na lotnisko. Jednak NIE PRZYJECHAŁ. To był najbardziej stresujący moment podróży, bo po próbach znalezienia innego transportu, musieliśmy się dostać taksówką. Czekał nas również bieg przez lotnisko, ale na szczęście się udało. 


To był wyjazd z przygodami! Jednak na wakacjach planujemy kolejny. Prawdopodobnie zawieszę też bloga. Blog w większym stopniu stanowił element pokazowy dla portfolio. Aktualnie jestem na etapie budowania strony z fotograficznym portfolio. A moje lifstylowe przygody zawsze możecie spotkać na instagramie. Jest to na razie wstępna informacja, przyjdę oczywiście z oficjalnym wpisem i linkiem do platformy :) 

CONVERSATION

5 Comments:

  1. Super, że wyjazd się udał. Przepiękne zdjęcia :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękne zdjęcia! Sama wybrałabym się do Włoch, jeszcze nigdy nie byłam :)

    zofia-adam.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Ładne zdjęcia, delikatna, piękna modelka.

    OdpowiedzUsuń
  4. Oooo ja też ostatnio byłam w Wenecji! Tylko my pojechaliśmy samochodem. Wykupiłam nam wycieczkę motorówką do Murano, Burano i Torcello za 25 euro i udało nam się dzięki temu zwiedzić wszystko wraz z Wenecją w jeden dzień! :D Wielka szkoda, że myślisz o zawieszeniu bloga, bardzo lubię tu do Ciebie zaglądać. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajnie, że wyjazd się udał :) Uważam, że spontany są najlepsze^^ :)
    Szkoda, że zawieszasz bloga, ale rozumiem, jak to jest z blogowaniem, gdy się pracuje w "normalnej" pracy, a dodatkowo się jeszcze fotografuje: nie zawsze jest czas na blogowanie.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń

Jeden komentarz to jeden uśmiech
Jedna obserwacja to kolejny uśmiech
Więc dziękuje Ci, że cały dzień mogę chodzić uśmiechnięta
Nominacji do Tag`ów i LBA nie przyjmuję.